poniedziałek, 26 października 2015

Niezwykła podróż pozaziemska

Dziś kolejna odsłona projektu Dziecko na Warsztat 3. Przyznam szczerze, że temat przypisany na ten miesiąc nieco mnie przeraził - Astronomia. No bo jak powiedzieć dwuletniemu dziecku o czymś tak abstrakcyjnym jak KOSMOS. No nie da się! Ono i tak nie zrozumie! - to były moje pierwsze myśli, jakie nasuwały mi się po przeczytaniu tematu. Niestety grzebanie w internecie, szukanie inspiracji naokoło, tylko pogłębiało moją frustrację... Wszelkie zabawy, jakie znajdowałam były przeznaczone dla przedszkolaków i to nieco starszych niż Dziubdziub, więc powoli traciłam nadzieję, że coś się uda wykrzesać z tego kosmicznego zagadnienia. A jednak...
Z pomocą przyszła, przez przypadek znaleziona w sklepie książeczka 100 faktów. Kosmos. I zmiana mojego nastawienia z "nie da się" na "bawmy się, a może coś z tego wyjdzie". Dalej poszło samo... I WYSZŁO! Z resztą przeczytajcie sami, jak można uczyć takiego malucha rzeczy, wydawałoby się na zbyt wysokim poziomie abstrakcji.

Nasz warsztat, a może raczej powinna zacząć tak: Naszą astronomiczną zabawę zaczęliśmy wspólnym czytaniem książki o kosmosie. Szybko okazało się, że temat Słońca, Księżyca, Ziemi, planet, gwiazd, statków kosmicznych i astronautów, bardzo przypadł do gustu Dziubdziubowi. A ja i Dziubdziubowy Tata nagle doszliśmy do wniosku, że sami się przy tym wiele uczymy. Wszak szkolna wiedza o kosmosie wcale nie jest zbyt szeroka (śmiem nawet nieśmiało powiedzieć, że jest nikła, ale o tym sza..., bo jeszcze dowiedzą się moi nauczyciele...).

Saturn.
Wieeelki księżyc.
Poszliśmy "za ciosem" i następnego dnia zrobiliśmy sobie wycieczkę do Planetarium na film Ziemia, Księżyc i Słońce. Sympatyczny kojot oprowadzał nas po podstawach niebieskiej wiedzy. Mówił o tym dlaczego słońce wschodzi i zachodzi, co to jest zaćmienie słońca i księżyca, dlaczego księżyc zmienia kształt, co na księżycu robił Neil Armstrong i o wielu innych ciekawostkach. Mimo, że seans jest przeznaczony dla dzieci 5+, z czystym sumieniem polecamy go również młodszym widzom. Po wielokrotnych okrzykach "ŁAŁ!' i opowiadaniu, że Ziemia to planeta, a Księżyc świeci nie tylko w nocy, a w dzień go po prostu nie widać, mogę z całą stanowczością stwierdzić, że nawet takie maluchy, jak Dziubdziub są w stanie zrozumieć takie abstrakcyjne kosmiczne zagadnienia (oczywiście bardzo wybiórczo, ale nie spodziewajmy się opowieści na temat teorii czarnych dziur). Smutne jest tylko jedno... Tego dnia w Planetarium na seansie filmowym byliśmy sami... Cała sala dla naszej trójki - to było dla nas bardzo wygodne, ale... czy naprawdę ludzie nie próbują pokazywać dzieciom czegoś fajniejszego i bardziej rozwijającego niż kreskówki w telewizji?

W Planetarium
Kadr z filmu Ziemia, Księżyc i słońce
Kadr z filmu Ziemia, Księżyc i słońce
Huston, mamy problem!
Reszta warsztatu to wieeelki bałagan w domu i oczywiście wieeelka frajda dla całej rodzinki. Przecież najlepsza zabawa jest wtedy, gdy można wybrudzić siebie i wszystko wokół!

Najpierw stworzyliśmy kosmiczną makietę. Na podłodze wylądował duży karton, a w ruch poszły farby, pędzle i wcześniej wydrukowane i powycinane zdjęcia Księżyca, Ziemi i gwiazd. Malowaliśmy i naklejaliśmy, tworząc nasze wspólne arcydzieło.

Kosmiczni artyści przy pracy...
Tu powinna być ta gwiazda...
Nieboskłon gotowy do eksploracji.
Ten Księżyc jest niebezpiecznie blisko Ziemi!
No ale, żeby oglądać niebo i to co w nim się kryje, potrzebny jest specjalistyczny sprzęt. Nie było innego wyjścia, jak tylko wyprodukować (pewnie z czasem to opatentujemy) własną lunetę do obserwacji nieboskłonu. Wystarczyły do tego rurki po papierowych ręcznikach kuchennych i folia aluminiowa, która szczelnie je owinęła. Przez taki profesjonalny sprzęt mogliśmy obserwować to, co pojawiło się na naszym domowym niebie. Dodatkową atrakcją, którą odłożyliśmy na wieczór, było porobienie dziurek w makiecie i podświetlenie jej od tyłu. Przez lunetę można było dzięki temu, oglądać prawdziwie świecące gwiazdy. A że pogoda była tego wieczoru łaskawa, nasze lunety przydały się do eksplorowania nieboskłonu przez okno - księżyc prawie w pełni wyglądał imponująco.

Czyżby to nowe obiekty kosmiczne?
O, jednak jest życie na innych planetach!
Gdy już kosmiczna makieta była gotowa, zabraliśmy się za zrobienie gwiezdnej kuli. Do słoika nalałam wodę, a Dziubdziub wsypywała do niej gwiazdki, brokat, kulki folii aluminiowej i wiele innych drobiazgów. Po zakręceniu słoika i przemieszaniu zawartości, ujrzeliśmy tańczące i mieniące się gwiazdy (zupełnie jak w tych zimowych szklanych kulach, w których pada śnieg po potrząśnięciu). Rozsypane po podłodze gwiezdne konfetti i brokat były z kolei inspiracją do stworzenia kolejnego dzieła, czyli obrazu rozgwieżdżonego nieba. Czarną kartkę z bloku technicznego posmarowaliśmy klejem i... po prostu przyłożyliśmy ją do podłogi. Praca wisi teraz dumnie na lodówce w kuchni (ciekawe kiedy zacznę się wściekać na obsypujący się z niej brokat...).

Yupi! Ale brokatu!
Sypać, sypać, sypać...
Gwiezdna kula gotowa...
Nie, nie, jeszcze czegoś tu brakuje...
Może jeszcze tą gwiazdkę wrzucę do środka, co?
Gwiezdny pył zgarnięty z podłogi. Czyż nie jest piękny?
Były jeszcze kosmiczne kolorowanki. A w zanadrzu czeka jeszcze książeczka z naklejkami, ale... to zostawiliśmy na później, bo "co za dużo, to nie zdrowo".

Hmmm... Ten statek kosmiczny będzie czerwony.
I tak z niezmiernie trudnego i niemożliwego do zrealizowania zadania astronomicznego, wyszła doskonała zabawa dla całej rodziny. Co nam dał ten warsztat? Sporo wiedzy na temat kosmosu, oczywiście w bardzo podstawowym zakresie, nowe doświadczenia, ale przede wszystkim mnóstwo radości i kolejną możliwość integracji rodziny. Wspólna zabawa zawsze buduje bliskość i więź. Warto zatem czasem pokusić się o zrobienie czegoś, co początkowo wydaje się awykonale. Jeśli robimy to razem, wszyscy na tym zyskują.



Warsztat powstał w ramach projektu Dziecko na Warsztat 3. Zapraszam do pozostałych uczestniczek projektu (wystarczy kliknąć w wybrane logo na mapie). Może znajdziecie tam jakieś inspirujące zabawy z dziećmi do wykorzystania w domu. Ja sama też z chęcią zagłębie się w lekturze...

Dziecko na warsztat

czwartek, 22 października 2015

Czytajmy dzieciom vol. 2 - wspomnienie

Lato minęło bardzo szybko. Obfitowało w mnóstwo atrakcji. Żyłam "w realu" do tego stopnia, że nie bardzo miałam chęć spędzać ten czas przed monitorem komputera. Stąd niewiele mnie było tu na blogu. Co działo się w te ciepłe miesiące, niech pozostanie w moich wspomnieniach. Jednak o jednym wydarzeniu nie mogę nie wspomnieć publicznie. Jestem wielką propagatorką czytelnictwa (z resztą ten, kto do mnie zagląda nawet od czasu do czasu, doskonale o tym wie). Uwielbiam czytać książki... dobre książki... i tą pasją zarażam Dziubdziuba (z doskonałym, jak na razie, skutkiem). Sami więc rozumiecie, że skoro wydarzyło się coś, co dotyczy czytania, a w szczególności czytania dzieciom, nie może przejść u mnie bez echa.

Czytajmy dzieciom vol. 2
 A wydarzyło się to 8 sierpnia... Pod hasłem Czytajmy dzieciom vol. 2. Już po raz drugi, tym razem w  restauracji U artystów spotkało się kilka blogerek, które są takimi samymi pasjonatkami czytania dzieciom, jak ja (a ich dzieci są tak samo "skrzywione" literaturą, jak Dziubdziub...). Spędziłyśmy wspólnie, bardzo interesujące i obfitujące w literackie dyskusje, popołudnie.

Wierzcie mi, że było... pyyyysznie!
"Nienapięty" program spotkania :)
Program spotkania nie był napięty, więc nie musiałyśmy siedzieć z zegarkiem w reku, co przyznam, bardzo mi odpowiadało. Dzięki temu spotkanie było swobodne - ot, zwykły wypad na kawę, w sympatycznym babskim gronie. Nie znaczy to oczywiście, że przez kilka godzin plotkowałyśmy. Co to to nie! Najpierw miałyśmy przyjemność porozmawiać z autorką książki o Czytusiu (maskotce olsztyńskich bibliotek) Czytuś odkrywa tajemnice. Skąd się biorą książki? Ulą Witkowską. Przy okazji Ula obdarzyła każdą z nas uroczą i bardzo osobistą dedykacją (obie z Dziubdziubem jesteśmy Ci Ulu bardzo wdzięczne). Później Ola z Rodzinka z innego świata zaprezentowała nam świetną (w moim odczuciu) serię bajek terapeutycznych Poczytajki Pomagajki, które przybliżają dzieciom trudne tematy, jak choroba, rozwód, samotność itp. Warto sięgnąć po tego typu książeczki w sytuacjach, gdy nie potrafimy sami pomóc dziecku oswoić jego emocji. Ciekawym punktem spotkania były mini-warsztaty (tak chyba najłatwiej to nazwać) prowadzone przez Karolinę z karolibu dotyczące tego JAK czytać dzieciom, czyli o modulacji głosem i zaangażowaniu w czytanie. Beznamiętne czytanie, brzmi jak wiadomości czy raport o stanie dolara na giełdzie, a to nie przyciąga dzieci i nie przykuwa ich uwagi. Karolina dobitnie zaprezentowała nam jaka jest różnica w "raportowym" i "ekspresyjnym" (nomenklatura własna i kompletnie nienaukowa...). Gdy tylko zaczęła czytać książkę, odpowiednio pracując głosem, w ciągu sekundy, wszystkie obecne na spotkaniu dzieci, otoczyły ją ławicą i zainteresowaniem słuchały o księżniczkach puszczających bąki (nomen omen, temat książki sam w sobie był bardzo intrygujący i powodujący salwy śmiechu nie tylko u dzieci). W trakcie spotkania pochłonęłyśmy obiadek i tony owoców i słodkości. Wszak do dyskusji niezbędna jest energia...

Zanim się zacznie...
Luźne rozmowy o książkach...
Ula Witkowska, dziękujemy Ci za cudowną dedykację!
Poczytajki - Pomagajki w natarciu
Chcesz czytać dzieciom to... się wczuj...
 W tak zwanym "międzyczasie", w sąsiedniej sali odbywała się równoległa impreza. Dzieci, które przyszły na nasze "dorosłe" spotkanie też nie miały czasu się nudzić. Mnóstwo atrakcji zapewniła im Magda z Krainy Wiśni. Było rysowanie, czytanie i śpiewanie przy gitarze i wszelkich hałasujących instrumentach. Dzieciaki z zadowoleniem zrobiły nam nawet występ artystyczny, który spotkał się ze sporym aplauzem.

Kraina Wiśni w akcji...
Blogerzy to taka "dziwna" społeczność (szczególnie ta olsztyńska), która nie zapomina o osobach potrzebujących. W trakcie spotkania zostały zebrane książki dla małych i dużych, które powędrowały do Stowarzyszenia Pomocy Dzieciom i Rodzinie Arka. Może czytanie, to nie jest pierwsza i podstawowa potrzeba organizmu, ale na pewno jest pokarmem dla duszy. Ją też trzeba nakarmić, żeby życie miało barwy.

Do domu wróciłyśmy jak zwykle z naręczem prezentów, za co wielkie dzięki Organizatorkom - Oli i Sylwii oraz partnerom spotkania. Biblioteczka Dziubdziuba i moja powiększyła się znowu o nowe ciekawe pozycje książkowe.



To był bardzo inspirujący i wesoły czas. Dziękuję Dziewczyny! I pozwolę sobie na małe życzenie... OBY CZĘŚCIEJ!


Organizatorki spotkania:
Ola z Rodzinka z innego świata
Sylwia z Jej cały świat

Uczestniczki spotkania (polecam zajrzeć na ich blogi):
karolibu
Hubisiowo
CoverBaby
Szefowa Gangu
The moments of life
Tymoszko.pl

Partnerzy spotkania:
Feeria 

Animacje dla dzieci:



środa, 14 października 2015

Słowa, słowa, słowa... są niepotrzebne...

No to zaczynamy! Nasze Przygody z książką 3. Zaczynamy oczywiście tu, na blogu, bo nasza literaturowa miłość trwa od zawsze. Będziemy razem czytać, bawić się i dzielić się z Wami sposobami na książkowe spędzanie czasu.

https://dzikajablon.wordpress.com/2015/10/06/przygody-z-ksiazka-trzecia-edycja-projektu/

Dziś parę słów o tym, że... Nie trzeba słów. Cudowna książka, która w sposób nadzwyczaj prosty pokazuje, że bliskość i czułość to doskonałe "wyrazy" miłości.


Wszystkie zwierzęta mają głos. Potrafią okazywać uczucia i mówić miłe rzeczy. Wszystkie oprócz żyrafy. Ona nie ma głosu. Ale ma za to długą szyję, do której może się przytulić mała, niemówiąca żyrafka. I jak się okazuje, te najbardziej milczące zwierzątka są w stanie nauczyć wszystkie pozostałe przytulania i tego, że nie trzeba słów, by powiedzieć, że się kogoś kocha.


W dzisiejszym, mocno przegadanym, świecie, słowa coraz częściej tracą na swojej wartości. Ludzie mówią, mówią, mówią... i nic z tego nie wynika... Mówimy już nie tylko po to, aby się komunikować. Mówimy, żeby... zabić nudę, wypełnić ciszę, zamaskować nieśmiałość, przedstawić swoje zdanie w każdym temacie, wyrazić opinię, ocenić, ukryć prawdziwe uczucia... No właśnie... Mówimy, żeby ukryć to, co czujemy, żeby się nie przyznać, żeby nie wyjść na mięczaka... I tego samego uczymy niestety nasze dzieci: "nie okazuj uczuć, bo ktoś cię skrzywdzi, bo nie wypada, itp". A może by tak się zatrzymać, zamilknąć... Gdy nie wypowiadamy słów, zaczynamy zaglądać wgłąb siebie i odkrywać prawdziwe uczucia. Nie tylko odkrywać, ale również okazywać.

Tego właśnie można się nauczyć, czytając Nie trzeba słów Armando Quintero, z przepięknymi ilustracjami dzieła Marco Soma. Z premedytacją nie napisałam, że tego może się nauczyć dziecko, gdy przeczytamy mu tę książkę, bo... jest ona doskonałą lekturą również dla dorosłych, którzy zapomnieli, jak z dziecięcą ufnością okazywać uczucia (czyli tak naprawdę dla większości z nas). Oczywiście trzeba pamiętać, że mówienie o swoich uczuciach jest również ważne. Ale mówienie o nich bez ich okazywania to puste słowa.



wtorek, 6 października 2015

Dziecko z bliska

Wczoraj, 5 października, rozpoczął się Międzynarodowy Tydzień Bliskości. Brzmi ciekawie? I takie jest... I nie zupełnie chodzi tu o bliskość w takim rozumieniu, w jakim większości się to słowo kojarzy. No właśnie... Z czym kojarzy się słowo bliskość? Dla mnie bliskość to obecność drugiej osoby zarówno ta fizyczna, jak i duchowa, słuchanie, przytulanie, czułość. To także szacunek odmienności poglądów i akceptacja drugiej osoby takiej, jaką jest. Pewnie Ty, Drogi Czytelniku mógłbyś dopisać jeszcze parę innych określeń dla bliskości. I... wszystkie z nich będą dobre... Co w takim razie jest takiego specyficznego w Międzynarodowym Tygodniu Bliskości? Odpowiedź jest krótka, choć nie taka prosta, jakby się wydawało: Rodzicielstwo Bliskości...

Już słyszę głosy niektórych (niezorientowanych): kolejna zwolenniczka bezstresowego wychowania! Jeśli uważasz, że naprawdę istnieje coś takiego, jak wychowanie bez stresu... to nie czytaj dalej, bo i tak Cię nie przekonam (a właściwie, to nawet nie będę próbowała). Rodzicielstwo bliskości (ang. attachment parenting) to podejście do rodzicielstwa w oparciu o teorię więzi, przedstawioną w latach pięćdziesiątych XX wieku przez Johna Bowlby'ego i Mary Ainsworth. Mówi ona o tym, że dziecko przywiązuje się do opiekunów nie dlatego, że przyzwyczaja się do przyjemności, ale dlatego, że jest to jego wrodzona skłonność do nawiązywania więzi z ludźmi, czyli mówiąc bardziej po "naszemu", człowiek jest istotą społeczną, której potrzebne jest przywiązanie do prawidłowego rozwoju. Rodzicielstwa bliskości nie można zatem nazwać metodą wychowawczą, lecz bardziej stylem życia, który pozwala na zaspokojenie podstawowych potrzeb każdego z nas. Jest to sposób patrzenia na relacje między dziećmi i dorosłymi, oparte przede wszystkim na miłości, ale również na wzajemnym szacunku i zaufaniu oraz zrozumienie tego, czym jest rozwój. Pokazuje, że podstawą wychowania nie musi być strach. Tak naprawdę rodzicielstwo bliskości jest najstarszym sposobem opiekowania się potomstwem, rozpowszechnionym również w świecie zwierząt (choć oczywiście w zupełnie innej formie). Od zarania dziejów ludzie w ten sposób zajmowali się swoimi dziećmi i robili to zupełnie instynktownie. Można więc powiedzieć, że rodzicielstwo bliskości jest bardziej atawizmem niż "nowinką" i dzięki temu jest bardziej naturalny i...bliski człowiekowi. Ta filozofia życia opiera się o kilka filarów, jakimi są: więź uczuciowa od momentu narodzin, karmienie piersią, noszenie i przytulanie, zapewnienie bezpieczeństwa snu również pod względem emocjonalnym, wrażliwość na płacz dziecka, jako sposobu jego komunikacji ze światem, praktykowanie pozytywnej dyscypliny oraz zachowanie równowagi w życiu osobistym i rodzinnym. Mówiąc w skrócie, rodzicielstwo bliskości można właściwie stosować instynktownie, pod warunkiem, że słucha się swojego wewnętrznego głosu, a nie wszystkich tych, którzy najlepiej wiedzą jak wychować moje dziecko. Bo dla własnego dziecka jestem najlepszą mamą/tatą, ale nie muszę być perfekcyjna.

fot. Monika Es Photography
Muszę jeszcze wyjaśnić tytuł postu... Dziecko z bliska jest to również tytuł książki autorstwa Agnieszki Stein, która jest psychologiem propagującym rodzicielstwo bliskości i pokazującym jak można tworzyć i wzmacniać więź między rodzicem a dzieckiem. Wiadomości, które przedstawiłam zostały przeze mnie zaczerpnięte z tej właśnie publikacji, którą szczerze polecam wszystkim tym, którzy chcą zgłębiać tajniki rodzicielstwa bliskości.
Tym wpisem planuję również zapoczątkować cykl związany z rozwojem i wychowaniem dziecka w duchu rodzicielstwa bliskości. Oczywiście będzie on oparty o literaturę i własne przemyślenia. Jako, że nie jestem psychologiem, na pewno będę się powoływać na mądrzejszych ode mnie. Mam nadzieję, że spodoba się Wam taka tematyka...