czwartek, 12 stycznia 2017

Ludzie nie przestają mnie zaskakiwać…

Delektuj się kawą i chwilą, którą masz...

Naprawdę, ludzie nie przestają mnie zaskakiwać. A może nie tyle ludzie, co ich podejście do życia i otaczającego świata. Zaskakuje mnie to, jak wiele osób jest po prostu niezadowolonych… Tak ogólnie i „dla zasady”… Ze wszystkiego i ze wszystkich… I jak bardzo drażnią ich jakiekolwiek przejawy radości i spontaniczności.

Nie dalej, jak wczoraj, zafundowałam sobie „chwilę dla siebie” z książką w kawiarni – pyszna kawa, kawałek dobrego ciasta i dobra lektura to coś, co tygryski lubią najbardziej… Wykorzystałam okazję, że mam pół godziny między jedną rzeczą do zrobienia a drugą i zatrzymałam się na chwilę. Chciałabym powiedzieć, że w ciszy, ale kawiarnia znajduje się w galerii handlowej, więc o ciszę wokół raczej trudno. Niemniej zamówiłam sobie cappuccino i kawałek torcika, zasiadłam przy stoliku w kącie i zaczęłam się delektować smakiem i treścią. Przy stoliku obok, jakaś rodzinka, z chłopcem w wieku mniej więcej 6 lat, prowadziła ożywioną dyskusję (dość głośno, więc trudno było nie usłyszeć jej treści) o wakacyjnych wojażach. Właściwie to dorośli prowadzili rozmowę, która od czasu do czasu była przerywana entuzjastycznymi wtrąceniami chłopca (niekoniecznie „na temat”). Było widać, że wszyscy dobrze się bawią. Uśmiechałam się od czasu do czasu słysząc dziecięce wtrącenia, ale generalnie pochłonięta byłam lekturą. Gdy wyszli, zrobiło się stosunkowo cicho, więc… niestety… dotarła do moich uszu rozmowa dwóch nieco starszych, które siedziały nieopodal. I przyznam szczerze zrobiło mi się smutno, słysząc ich słowa i „święte” oburzenie na to „jak to rodzice mogą pozwalać na takie zachowanie! Przecież to niedopuszczalne! W kawiarni powinna być cisza i spokój, bo kawiarnia jest dla wszystkich i jak to można nie zwrócić uwagi dziecku, żeby zachowywało się ciszej!” (parafrazując oczywiście). Zrobiło mi się smutno, bo… przemawiało przez nie zgorzknienie. Jak bardzo trzeba być nieszczęśliwym, żeby przeszkadzał dziecięcy śmiech? Doskonale wiem, że dzieciaki potrafią być męczące i uciążliwe (będąc mamą nie da się tego nie wiedzieć). Czasem ma się ochotę udusić delikwenta, który po raz kolejny zadaje to samo pytanie, krzykiem zwraca na siebie uwagę (bo akurat ma coś ważnego do powiedzenia lub pokazania) czy rozmazuje czekoladowe ciastko na wczoraj zakupionej, nowiuśkiej koszulce. Ale tylko czasem… Bo wystarczy zdać sobie sprawę z tego, że to jest sposób wyrażania siebie. Oczywiście nie pochwalam zachowań niedopuszczalnych i aspołecznych, ale tu jest rola dorosłych, żeby pokazać te właściwe i wyciszyć te niewłaściwe. Zaś głośne opowiadanie o tym na ile sposobów można wyssać bitą śmietanę z rurki, nie należy do grupy tych powyższych. Zauważyłam, że empatia i pozytywne nastawienie do życia sprawia, że… sytuacje nie przeszkadzają. A to z kolei prowadzi do wewnętrznego spokoju i… pozytywnego nastawienia do życia. I koło się zamyka…

Współczułam tym dwóm paniom, które spotkały się przy kawie, żeby porozmawiać i się zrelaksować, a w zamian za to otrzymały stres i niezadowolenie. Na własne życzenie… Wszak to, co zapraszamy do swojego życia, przychodzi do nas…

A ja… cóż… dopiłam kawę, schowałam książkę do torebki, podziękowałam kelnerce, uśmiechnęłam się do pań i wyszłam. Nie miałam chęci przebywać w towarzystwie osób, które siały zamęt, zamiast radości. W ten sposób zadbałam o siebie i własne dobre samopoczucie. I dzięki temu ta „moja chwila” w kawiarni wciąż jest „moja”.

Z życzeniami uśmiechu i mnóstwa „chwil dla siebie”…

Agnieszka