poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Jestem złą matką!

Tego tematu miało nie być. Bo cóż za frajda pisać, a tym bardziej czytać o kupach, pieluchach i nocnikach. Ale muszę... inaczej się uduszę! Nie, nie... Bez obaw! Nie będzie o tym jak nauczyć dziecko korzystać z nocnika. Jest wystarczająco dużo poradników, artykułów i cioć "dobra rada" na ten temat i nie ma sensu ich powielać. Będzie za to o tym, jak to się okazało, że jestem wyrodną matką, a moje dziecko jest głupie, bo... "no jak to?? Dwa lata i jeszcze nie siada na nocnik?? To wszystko zależy od rodziców! Jeśli się zaniedba to tak jest! Moje dziecko miało siedem miesięcy i jeszcze dobrze nie siedziało, gdy zaczęło sikać do nocnika!"
Niestety wyścig szczurów zaczyna się już od pieluchy (bo przecież "moje dziecko już trzyma główkę, a Twoje jeszcze nie?"). To porównywanie, które dziecko jest "lepsze", bo wcześniej się czegoś nauczyło i masowa produkcja "geniuszy" zaczyna się... w głowach matek. Bo "moja/mój to już..., a Twoja/Twój jeszcze nie".

A ja się pytam PO CO??

Może to truizm, ale... każdy z nas jest indywidualnością, ma taki, a nie inny charakter, umiejętności, zdolności. I każdy z nas nauczył się wszystkiego, co wie o świecie w niepowtarzalnym i do siebie tylko dobranym tempie. I nie słyszy codziennie: "Masz już 28/43/57 lat i jeszcze tego nie umiesz? Ja to już umiałam, gdy miałam lat 18!"

Czym zatem się różni człowiek, który ma 180 cm wzrostu i szpakowate skronie od tego, który ma 98 cm wzrostu i blond loczki na głowie? Różnią się jedynie życiowym doświadczeniem... Poza tym, każde z nich jest... indywidualnością (patrz wyżej) i to życiowe doświadczenie zdobywa we właściwy dla siebie sposób. Rozwój każdego dziecka przebiega we właściwym dla niego tempie. I o ile oczywiście są pewne ramy "medyczne" (że tak to nazwę), które wskazują na prawidłowe tempo rozwoju, o tyle nacisk na to, by dziecko nabywało umiejętności jak najwcześniej, jest bezsensowny. No dobra, jak widać dla niektórych rodziców (niestety w szczególności matek), ma to ogromny sens w postaci dowartościowania siebie... Tak, tak... SIEBIE! Bo przecież pochwalenie się wszem i wobec, że "moje dziecko nauczyło się chodzić w wieku 10 miesięcy, a Twoje dopiero, gdy skończyło 15", jest niczym innym jak nobilitacją rodzica, a nie dziecka. To rodzic zaspokaja w ten sposób swoje ego, podnosi własne, pewnie bardzo obniżone, poczucie własnej wartości i realizuje własne, często niezrealizowane, marzenia o byciu "kimś".

Ale wracając do tego człowieka, którego broda ledwie sięga do blatu stołu... Dla niego nie ma znaczenia, czy mama/tata/babcia/ciocia uważa, że już powinno umieć sikać do nocnika. Jemu jest wygodnie w pieluszce, bo nie musi w ferworze zabawy pamiętać o tym, że ma pełny pęcherz i powinien biec do łazienki (a tu akurat traktor dowozi zebrane na podwórku kamienie do budowy fortyfikacji dla ulubionej pluszowej małpki). Jak będzie zbyt mokra pieluszka, mama ją zmieni i będzie można wrócić do robienia rzeczy ważniejszych. Aż któregoś dnia, mając niekoniecznie 7 miesięcy, ale na przykład 26, skacząc przez przeszkodę ustawioną z poduszek, stwierdzi, że byłoby mu łatwiej to zrobić bez pieluszki i zawoła "mamo, siusiu!!". Dziecko, tak samo jak dorosły, musi dojrzeć do pewnych rzeczy i do decyzji. A dla malucha, rezygnacja z pieluchy, to decyzja na miarę planów budowy nowego domu, więc przydałoby się pozwolić mu na jej podjęcie samodzielnie. Już słyszę tą burzę: "dziecko samo się nie nauczy"! Oczywiście, że samo się nie nauczy! Nie zaprzeczam, że rolą rodzica jest pokazywanie, zachęcanie, delikatne przekonywanie i uczenie podstawowych umiejętności. Ale tak czy inaczej, to dziecko decyduje, kiedy się nauczy...

Zatem będąc całkowicie wyrodną i nieodpowiedzialną matką proszę, nie wciągajmy dzieci w wyścig szczurów, w którym sami żyjemy (zazwyczaj z własnej woli)! Dajmy im możliwość swobodnego rozwoju, stymulując go odpowiednio, a nie przyspieszając na siłę!

Pozdrawiam
Motylek