środa, 13 sierpnia 2014

Podwodne spacery ze Skorpeną

Mawiają, że chodzenie po bagnach wciąga. To co w takim razie powiedzieć o nurkowaniu? Z doświadczenia wiem, że jeśli załapiesz bakcyla po pierwszym zejściu pod wodę, to zakochasz się w nurkowaniu bez pamięci. Może o moim "pierwszym razie" pod wodą kiedy indziej, a dziś o tym, jak każdy może zafundować sobie taki swój prywatny "pierwszy raz".

Skorpenowy nurkowóz
W ostatnią sobotę, 9 sierpnia, odbyła się kolejna akcja "Podwodne spacery" w ramach "Olsztyn? Aktywnie!". Organizatorem był najstarszy i... najlepszy (dobra, troszkę subiektywnej opinii...) klub nurkowy w Olsztynie, czyli Akademicki Klub Płetwonurków "Skorpena", działający przy Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Chętnych do przeżycia swojej pierwszej podwodnej przygody oczywiście nie zabrakło. Najpierw była krótka odprawa, czyli słów kilka tytułem wstępu, o tym, co będzie pod wodą, jak się porozumiewać (bo raczej ciężko się dogadać mając automat do oddychania w ustach) i jak się zachowywać w nieprzewidzianych okolicznościach. Po tym wprowadzeniu... co tu dużo mówić... przyszła pora na pierwsze zanurzenie. Jeszcze tylko dobranie odpowiedniego sprzętu, w czym dzielnie pomagali Skorpeniarze (oczywiście ze mną włącznie...) i chętni do stanięcia oko w oko ze szczupakiem mogli rozpocząć swoją podwodną przygodę, pod okiem czujnych i wykwalifikowanych instruktorów.

Odprawa
Pora pod wodę...
Krótki instruktaż
Pięknie prawda?
I kolejna grupa gotowa do zanurzenia
Pełne (prawie) zanurzenie
Muszę przyznać, że atmosfera była przednia, a wszyscy amatorzy nurkowania wychodzili z wody podekscytowani i zadowoleni. Wcale im się nie dziwię, bo jest to naprawdę fantastyczne przeżycie, które nigdy się nie nudzi. A po ekscytacjach pod wodą był wspólny grill (bo przecież w wodzie człowiek zawsze głodnieje) i rozmowy o nowych wrażeniach. Wielu z tych, którzy spróbowali pełnego zanurzenia, wyraziło chęć odbycia kursu i nauczenia się samodzielnego nurkowania, co bardzo cieszy. Być może nasza nurkowa brać powiększy się o kolejnych zapaleńców.

Po nurkowaniu warto coś przekąsić
Ponurkowe pogaduchy nad brzegiem jeziora...
...i na plaży
Była to niestety ostatnia edycja "Podwodnych spacerów", ale Skorpena na pewno wróci z podobną propozycją aktywnego spędzania czasu za rok. A do tego czasu, warto zaznaczyć, że nurkujemy przez cały rok, więc jeśli ktoś ma chęć spróbować swoich sił pod wodą, serdecznie zapraszam do Skorpeny. Póki aura dopisuje, można z nami zanurkować w olsztyńskich jeziorach, zaś zimą - w basenie. No i nie mogę pominąć faktu, że nurkowanie jest świetną przygodą dla całej rodziny. Nasi najmłodsi płetwonurkowie mają po 8 lat!

Naprawdę warto spróbować!

Zdjęcia są dziełem "Skorpeniary" Ewy Grygieńcza-Domejko, której serdecznie dziękuję za ich udostępnienie.

No to chyba tym postem zapoczątkuję mały cykl o jednej z moich ogromnych pasji, czyli "O nurkowaniu słów kilka".

czwartek, 7 sierpnia 2014

W drogę... z dzieckiem...

Wydawałoby się, że wybieranie się w podróż z małym dzieckiem, to nie lada wyczyn i wyprawa aspirująca do rangi podróży dookoła świata... w 80 dni... Nic bardziej mylnego! Żeby wyjechać na weekend nad morze, wcale nie trzeba snuć planów wyjazdowych przez co najmniej miesiąc, a pakowania zaczynać tydzień przed tym wcześniej zaplanowanym terminem. Z maluchem też można spontanicznie. No dobra, może nie aż tak spontanicznie, jak za czasów, gdy dziecka nie było, ale to jest tylko kwestia zdefiniowania słowa "spontaniczność".

I taki właśnie, dość spontaniczny wypad nad morze, zafundowaliśmy sobie w miniony weekend. Fakt, że posiadanie rodzinki mieszkającej w Sopocie, trochę sprawę ułatwia, bo nie trzeba szukać noclegu, ale cała reszta to kwestia chęci. Zapakowaliśmy tylko kilka niezbędnych rzeczy. Ok... w bagażu znalazło się też kilka zbędnych, ale to chyba standard przy każdym pakowaniu. I nie będę o nich wspominała.

I w drogę...

Podróż do Sopotu minęła nam bardzo spokojnie i szybko. Straszyli nas korkami i wielkim marudzeniem Dziubdziuba, ale nic takiego się nie wydarzyło. Wszystkie auta chyba pojechały innymi drogami, bo przy piątku krajowa siódemka była stosunkowo pusta, a Dziubdziub bawiła się w drodze doskonale. Gdy pojawiło się zmęczenie, po prostu zrobiliśmy sobie przerwę na papu, troszkę odetchnęliśmy i ruszyliśmy dalej.

Przerwa na papu

Mała podróżniczka :)
A już w samym Trójmieście było mnóstwo słońca, tropikalne upały i świetna zabawa. Oczywiście pobyt musiał być bardzo aktywny, bo samo siedzenie na plaży nigdy nie było naszą mocną stroną. Znacznie ciekawsze od smażenia się na słońcu są chociażby spacery. Tych nie zabrakło...
Na Monciaku obejrzeliśmy piękne okazy mercedesów różnych roczników i... wymuskane egzemplarze sportowych ferrari (tylko jeden z nich był w szybkim kolorze, co mnie bardzo rozczarowało).




Później była kąpiel w morzu i zabawa na piasku. Nasz Bałtyk w tym roku okazał się bardzo ciepły, choć i tak dawał miłą ochłodę od tropikalnego żaru, który lał się z nieba przez cały weekend.

Pierwsza kąpiel w morzu...
...i piaskowe szaleństwo.
Była też wizyta w Oliwskim Zoo. Przyznam szczerze, że miałam bardzo mieszane uczucia wybierając się tam. Po doświadczeniach z dzieciństwa, gdy z wycieczką szkolną odwiedzałam zoo w Kaliningradzie, jakoś nie pałałam miłością do tego typu "instytucji". Do dziś pamiętam biedne niedźwiedzie na niewielkich wybiegach, które wylegiwały się jeden przy drugim nie dlatego, że tak bardzo lubiły się do siebie tulić. Po prostu miały za mało miejsca do swobodnego leżenia. Wspomnienia sprawiły, że przez wiele lat omijałam wszelkie zoo szerokim łukiem. Ale Zoo w Oliwie bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Mnóstwo gatunków zwierząt (według informacji 188 gatunków), bardzo zadbanych, na świetnie przygotowanych, rozległych wybiegach. Było co oglądać. A te dwie godziny spaceru alejkami między zwierzakami, były bardzo przyjemnym doświadczeniem. Oczywiście Dziubdziuba najbardziej zafascynowały słonie, które z pasją porównywała z różowymi słonikami, które ma w swojej książeczce. Dużego "kici" nie zdołała raczej obejrzeć, bo tygrysek zmęczony upałem, spał w najlepsze na podeście. Ale i tak wrażeń związanych z oglądaniem zwierząt miała tyle, że zasnęła w samochodzie przy wyjeździe z parkingu w pobliżu zoo. Jeśli byście byli przypadkiem w Gdańsku, bardzo polecam to miejsce na spokojny niedzielny spacer.

Długoszyje żyrafy...
Pantera ukryta w cieniu
Strażniczka surykatek
"Różowy" słoń...
To był bardzo intensywny, ale pełen miłych chwil weekend. I wierzcie lub nie, ale wypoczęłam, mimo, że wyjechałam z dzieckiem. Może i nie przesiadywałam wieczorami w restauracjach czy pubach sącząc zimne piwo dla ochłody, ale miałam wiele innych atrakcji, właśnie dzięki Dziubdziubowi i których nie byłoby gdyby nie Dziubdziub. Aktywne spędzanie czasu w towarzystwie rocznego malucha wcale nie jest nudne. Jest tylko inne....