sobota, 8 października 2016

Jak to jest z tym moim blogowaniem?

Gdybyście zajrzeli do mojego domu, stwierdzilibyście, że tak to właśnie wygląda...

Należy Wam się kilka słów wyjaśnienia za tą ciszę na blogu (szczególnie tym, którzy cierpliwie tu zaglądają i... rozbijają się o "pustą kartkę"). Nie będę teraz rzucać sterty truizmów o tym, jaka to jestem zapracowana, zajęta życiem, sprawami, codziennością, choć w gruncie rzeczy to wszystko najprawdziwsza prawda. Ale to, że jestem tak zarobiona, że nie mam kiedy taczki załadować, nie jest głównym powodem ciszy.

Lubię pisać. Od dziecka przejawiała skłonności "pisarskie" i zawsze "coś" pisałam. W szufladzie z pamiątkami zalega zeszyt z wierszami. To dość górnolotne określenie, ale rymowankami tego też nazwać nie można, bo nie ma w nich ani jednego rymu - zostańmy zatem przy pojęciu wierszy. Gdzieś na dnie tej samej szuflady można wygrzebać tez moją "powieść" lub bardzie opowiadanie, które wierzcie mi, nigdy nie ujrzy światła dziennego. Teraz z kolei postanowiłam uzewnętrzniać moje zapędy pisarskie na blogu. A że z natury jestem dość skrytą osobą (mój mąż może to potwierdzić, bo zawsze się wścieka, gdy nie mówię mu o tym, co myślę i czuję i musi to ze mnie wyciągać wołami), to moje "uzewnętrznianie" jest jakieś takie... mało zewnętrzne...

Pomysłów i tematów na kolejne posty znalazłoby się w mojej głowie tyle, że pewnie nie odchodziłabym od klawiatury do końca roku, ale... No właśnie jest to "ale"...Przeglądając zasoby internetu i poczytując inne blogi stwierdzam, że wiele z tych tematów było już poruszonych albo wręcz dokładnie przewałkowanych w każdą stronę (choć i tak mam w tych kwestiach swoje niepowtarzalne zdanie...). Zatem bez sensu jest się (albo innych) powtarzać i... zwyczajnie odpuszczam. Bo niby dlaczego ktoś miałby czytać u mnie np. o lęku separacyjnym u dziecka czy o buncie dwu-/trzy-/pięciolatka, skoro sztab psychologów i blogerów już o tym pisał. Kogo właściwie interesuje moje spojrzenie na takie tematy?

Być może przemawia przeze mnie mój brak pewności siebie i wiary w swoje możliwości (a nawet nie "być może", lecz "na pewno"), ale myśląc logicznie, pytanie "dlaczego?" pojawia się w takiej sytuacji automatycznie... Dlaczego ktoś ma czytać akurat to, co mam do powiedzenia na dany temat ja, skoro wypowiedział się już na ten temat jakiś fachowiec? Nawet jeśli wciąż czytam, uczę się i doświadczam, przez co poszerzam swoją wiedzę.

Chcę się dzielić swoją wiedzą, matczynymi przemyśleniami i doświadczeniami, ale coraz częściej mam wątpliwości, czy ktokolwiek zechce poświęcić swój cenny czas, żeby poczytać moje wypociny. Z tego powodu na moim blogu pojawił się kryzys i cisza, którą trudno mi przełamać słowem. Nie mogę obiecać, że od teraz będę pisać regularnie. Nie mogę nawet dać słowa, że "postanawiam poprawę". Jedyne, co mogę obiecać to to, że postaram się popracować nad sobą i nad poczuciem własnej wartości. Wiem, że muszę uwierzyć w siebie i w swoje możliwości. Może publikowanie swoich przemyśleń na dobrze znane tematy będzie dla mnie dobrą terapią...

A Was proszę o maleńką pomoc... Wiecie, że moim konikiem blogowym jest psychologia rozwojowa, rodzicielstwo bliskości i wszystko, co dotyczy szeroko pojętego macierzyństwa. Dajcie zatem znać w komentarzach, o czym chcielibyście u mnie poczytać. Chętnie dowiem się co Was interesuje. Jak sobie radzić ze "zbuntowanym" trzylatkiem? Czy nagrody i kary wnoszą coś dobrego? A może recenzja jakiejś dobrej książki, czy to o rodzicielstwie i wychowaniu, czy też czegoś łatwego, lekkiego i przyjemnego na długie jesienne wieczory?

4 komentarze:

  1. o zbuntowanym trzy latku może nie koniecznie ale chętnie się dowiem jak łagodzić sory między rodzeństwem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda u mnie jest tylko jedna sztuka dzieciowa, więc z doświadczenia nic nie napiszę, ale postaram się zebrać trochę informacji i podzielić się wiedzą teoretyczną.

      Usuń
  2. Fochy u dwulatka! ;)Synek właśnie to przechodzi i obrażaniu sie nie ma końca - o byle g...jak to mówią ;) mam podobnie - jestem skryta i ciężko cokolwiek ze mnie wydusić a najlepiej wie o tym mój narzeczony, który toczy z tym wielkie bitwy - moze kiedys uda mu się wygrać ta wojnę??
    Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przechodziłam przez to... Może niezupełnie było obrażanie się, ale histeria i bunty przeciw krzywo założonej skarpetce... I poradziliśmy sobie z tym, więc jest szansa i dla Was :) Na pewno napiszę coś o tym...

      Usuń