środa, 11 listopada 2015

Czar starych książek...

Któż z nas nie pamięta książek przeczytanych nam w dzieciństwie przez mamę czy babcię (nie oszukujmy się, wtedy panowie średnio angażowali się w czytanie dzieciom)? Albo tych pierwszych, samodzielnie czytanych, gdy składaliśmy literkę do literki i wyraz do wyrazu? Raczej nie da się ich zapomnieć. To one kształtowały nas i nasze czytelnicze gusta. Może nie były tak kolorowe i krzykliwe, jak teraz, ale historie w nich przedstawione fascynowały podobnie.

Do dziś pamiętam pierwszą samodzielnie przeczytaną powieść. Nie pamiętam ile wtedy miałam lat, ale to chyba mało istotne. To było "opasłe tomiszcze" - tak mi się przynajmniej wtedy wydawało i byłam z siebie niezmiernie dumna, że sama poznałam przygody Guliwera w książce Podróże Guliwera.

Od dawna zastanawiało mnie, czy dzisiejsze dzieci, w czasach, gdy mają do dyspozycji przepięknie ilustrowane i idealnie dopasowane do wieku (przez sztab psychologów i pedagogów) książki, byłyby zainteresowane takimi, w których kolory na obrazkach już wyblakły. Na odpowiedź musiałam trochę poczekać... Przy ostatnich porządkach, z czeluści domowych zakamarków wygrzebałam moje książeczki z lat dziecięcych. Nie muszę chyba mówić, jak wiele wspomnień obudziło się gdzieś głęboko, gdy przekładałam pożółkłe kartki... Pamiętając treść książeczek, w okamgnieniu przeniosłam się w historie opowiadane na ich kartach. I od razu zrodziło się w mojej głowie pytanie: "a co na to Dziubdziub?"

Okazało się, że współczesne dziecko, pokochało te stare woluminy od pierwszego wejrzenia. Codziennie z zapartym tchem słucha o mamie, która umie czarować w książce Nasza mama czarodziejka Joanny Papuzińskiej i śmieje się w głos poznając kolejne przygody Koziołka Matołka Kornela Makuszyńskiego. I nie ma dla niej znaczenia barwa kartek, ilość kolorów na obrazkach i to, że "jest za mała na takie książki". A fakt, że "mama bardzo lubiła te książki, gdy była mała" tylko potęgują jej ciekawość.

Teraz już wiem, że dla dziecka, które jest "zarażone" literaturą, nie mają znaczenia jedynie kolorowe obrazki. Stare książki uczą wrażliwości na słowo pisane i pokazują małemu czytelnikowi, że towarzyszy ono nam od dawna. A co, jeśli nie mamy zachowanych takich perełek z naszego dzieciństwa? Istnieją przecież antykwariaty... Czasem warto do nich zajrzeć z dzieckiem i wprowadzić je w świat naszego dzieciństwa. Maluchy lubią słuchać jak to było kiedyś i jaka była mama lub jaki był tata, gdy byli zupełnie mali. A ponadto, wspomnienia pomagają budować naszą więź z dzieckiem...

A Wy lubicie wracać do książek z Waszego dzieciństwa? Podzielcie się zapamiętanymi tytułami. Może uda nam się stworzyć listę "staroci", o których warto wspomnieć naszym dzieciom...


Wpis powstał w ramach projektu Przygody z książką 3


13 komentarzy:

  1. Ja właśnie nie mam książek z mojego wczesnego dzieciństwa. Mama była przedszkolanką i wszystkie wynosiła do przedszkola. Trochę szkoda, ale teraz pracowicie odbudowuję tę kolekcję. A tamte tomy służyły wielu dzieciom z których większość nie miała książek w domu w ogóle (jeśli nie liczyć podręczników), więc aż tak bardzo mi nie żal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście Twoje książki służyły szczytnym celom. Nie ma innego wyjścia jak teraz zajrzeć do antykwariatu lub szukać wznowień w księgarniach :)

      Usuń
    2. U mnie ten sam "problem". Z książek mojego dzieciństwa nie mam nic, bo powędrowały do przedszkola dla innych dzieci. Jedynie mam zachowaną serię o Mary Poppins...mam ogromny sentyment i do dziś pamiętam jakie to było święto i moc emocji gdy kolejne części przychodziły pocztą ze Świata Książki...ech...:)

      Usuń
  2. akurat o Guliwerze, podobnie jak dziesiątki innych opowieści i wierszy, czytał mi tata, więc występuję niniejszym przeciw niesprawiedliwemu osądowi!
    bardzo, bardzo wiele tekstów (i ilustracji też) z mojego dzieciństwa przetrwało próbę czasu i przywołują wspomnienia czytane teraz synkowi - czasem nawet przez dziadka :)
    nie będę się rozpisywać - tytuły pojawiają się regularnie od trzech edycji w różnych, także moich wpisach i komentarzach w ramach projektu "Przygody z książką"!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój tata zatem należał do wyjątków i tylko się z tego możesz cieszyć. Jeśli nie chcesz się podzielić tytułami, to trudno. Odsyłam zatem czytelnika, żeby przegrzebał zasoby internetu...

      Usuń
  3. Mam zapas książek z dzieciństwa u rodziców, czekają aż będziemy mieć własne lokum, a w nim szafę na książki, ja z nostalgią biorę te małe książeczki z serii Poczytaj mi Mamo. Jakoś to zbiorowe nowe wydanie tak mnie nie urzeka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój zbiór serii Poczytaj mi Mamo przepadł, nad czym niezmiernie ubolewam, bo jakoś też mnie nie kręci to zbiorowe wydanie.

      Usuń
  4. mam kilka książek z dzieciństwa i cieszę się, ze teraz moje dzieci je czytają

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To frajda gdy dziecko sięga po nasze stare, czesto zniszczone książki. Dzięki temu wciąż żyją...

      Usuń
  5. "Nasza mama czarodziejka" jest świetna :)
    Tak, ja też się dałam oczarować, ostatnio Szancerem i Uniechowskim, niedługo może jeszcze kolejnymi postaciami z dawnych lat... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widziałam, że zgrałyśmy się tym razem w tematyce :) Oczarowują wciąż na nowo

      Usuń
  6. O tak mój Tymek również pokochał książeczki z mojego dzieciństwa, a nawet z dzieciństwa swojego dziadka. I mój tato jest drugim wyjątkiem, bo czytał mi najwięcej. To on zaraził mnie miłością do książek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę ;) Mój tata do tej pory nie lubi czytać :)

      Usuń