Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozwój dziecka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozwój dziecka. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 6 kwietnia 2017

8 sposobów na zalew emocji u dziecka, czyli o dziecięcej histerii słów kilka - część 2



Ostatnio pisałam Wam o tym, co to jest dziecięca histeria i skąd się w ogóle bierze (tych, którzy nie czytali odsyłam do postu O dziecięcej histerii słów kilka – część 1) i że jest to zupełnie naturalny i normalny etap rozwoju każdego maluszka. Obiecałam Wam wtedy, że podzielę się tym, co nam pomogło przetrwać te ciężkie chwile burzy z piorunami i z czasem złagodziło ich przebieg, a nawet rozwiało chmury.

Co zatem zrobić, gdy nasz słodki maluch wpada co jakiś czas w czarną dziurę zalewu emocji, z którymi kompletnie sobie nie radzi i pokazuje to godzinnym napadem nieutulonego płaczu, krzyku, prężenia się i innych niekontrolowanych zachowań? Oczywiście pamiętajcie, że nie jestem psychologiem, więc nie podam Wam gotowych rozwiązań w takich sytuacjach i nie zdiagnozuję Waszego dziecka. Chcę się z Wami podzielić tym, co sama przeżyłam i co mi pomogło, z nadzieją, że będzie to wsparcie i inspiracja dla rodziców dzieci, które nie wiedzą, co się z nimi dzieje…

     1. ZACHOWAJ SPOKÓJ!
Phi! Łatwo powiedzieć! Z doświadczenia wiem, że to jest najtrudniejsze i rzeczywiście wybuch naszej (dorosłej) złości wisi w takich sytuacjach na cienkim włosku, gotów w każdej chwili się z niego zerwać. Ale uwierz mi, że warto postarać się o własny spokój, bo on w końcu udzieli się dziecku. Nasza dorosła frustracja i złość pokazuje małemu człowiekowi naszą bezradność w odniesieniu do jego silnych emocji. „Skoro mama sobie nie radzi, to jak ja mam sobie poradzić!” Pamiętaj, że nie jest ważne w tym momencie samo zachowanie dziecka, lecz to jak Ty na nie reagujesz. Jeśli prowadzi to u Ciebie do wybuchów wściekłości, to dziecko będzie identycznie reagować w równie trudnych sytuacjach. Dziecko zawsze podąża za przykładem, a nie za słowami.

2. ZAPEWNIJ BEZPIECZEŃSTWO
Rozhisteryzowany maluch nie patrzy na nic wokół, więc może przez przypadek, zrzucić na siebie doniczkę, wylać gorącą herbatę czy uderzyć głową o kaloryfer. Twoim zadaniem jest usunąć wszelkie możliwe zagrożenie z zasięgu małych rączek i nóżek. Nic nie da tu powtarzanie „uważaj, kaloryfer”, czy „przestań, bo zrobisz sobie krzywdę”, bo dziecko i tak nie usłyszy. Odsuń niebezpieczne przedmioty albo, jeśli nie ma innego wyjścia, odsuń swojego wijącego, rozkrzyczanego piskorza ze strefy zagrożenia.

3. STARAJ SIĘ UNIKAĆ SYTUACJI ZAPALNYCH
Szybko zauważysz w jakich sytuacjach Twoje dziecko wpada w histerię. Powody mogą być bardzo różne. Czasem kompletnie niezrozumiałe dla nas, dorosłych. To może być (jak u nas) nagle ujawniony, silny lęk separacyjny. Ale przyczyną może być koszmarny sen, kłótnia w rodzinie, scena z bajki, która wywołała silne emocje, a czasem nawet błahy (dla nas, a nie dla dziecka) powód lub w naszym odczuciu, jego brak. O ile się da – unikaj…

4. NIE KAŻ DZIECKA!!!
W żaden możliwy sposób! Nie każ, to znaczy nie wyśmiewaj („ale brzydko wyglądasz, gdy się złościsz”), nie strasz („nikt nie będzie Cię lubił, jeśli będziesz się tak zachowywał”), a już na pewno NIE BIJ (klaps to też bicie – tak dla jasności)! Wszelkie karanie za nieradzenie sobie z emocjami przynosi wręcz negatywny skutek i wiąże się zazwyczaj z wycofaniem się dziecka i zamknięciem w sobie. Daje dziecku poczucie, że jego emocje są złe i utrwala w nim myślenie, że nie można czuć i okazywać tego, co czuje.

5. NIE MÓW
I tak Cię nie usłyszy! W trakcie napadu histerii dziecko tak bardzo skupione jest na przeżywaniu tego, co się z nim dzieje, że wszelkie bodźce z zewnątrz albo do niego w ogóle nie docierają albo wręcz potęgują atak. Ponadto, tłumaczenie czegokolwiek i próba racjonalizowania sytuacji osobie zalanej emocjami jest kompletnie bez sensu. To tak, jak tłumaczyć osobie cierpiącej na arachnofobię, że pajączki to takie milutkie stworzonka… Zatem milcz i…

6. PRZYTUL
Oczywiście, jeśli dziecko w takim stanie w ogóle pozwoli się przytulić (moje początkowo w ogóle nie pozwalało się dotknąć, a z czasem zaczęło się mocno przytulać). Przytulenie daje poczucie bezpieczeństwa i akceptacji. Ale jeśli dziecię nie pozwala się przytulić, nie rób tego na siłę. Po prostu bądź blisko i zapewnij, że jesteś obok, jak będzie chciało się przytulić. A już na pewno mocno przytul, gdy atak minie i maluch się uspokoi.

7. NIE ODWRACAJ UWAGI
Po pierwsze, dlatego, że… patrz punkt 5. A po drugie, uczysz w ten sposób, że przeżywanie emocji jest niewłaściwe…

8. POROZMAWIAJ
Gdy dziecko już się uspokoi, porozmawiaj z nim na temat tych trudnych emocji. Wyjaśnij, że nie ma w tym nic złego, bo uczucia nie są dobre ani złe i spróbuj pokazać sposoby na radzenie sobie z tymi trudnymi. Ja z uporem maniaka powtarzałam, że przytulenie się do mamy/taty bardzo pomaga w takich chwilach, że zawsze jestem obok i że warto mówić o tym, co się czuje. Rozmowa pokazuje też, że uczucia i emocje dziecka są dla nas ważne.


Nie gwarantuję Ci, że stosowanie powyższych sugestii zlikwiduje dziecięce ataki histerii w ciągu jednego dnia, ani że w ogóle zadziałają w przypadku Twojego dziecka. Do skutecznych metod radzenia sobie z trudnymi emocjami musicie dojść sami, wspólnie – Ty i Twoje dziecko. Jednak działanie wbrew niektórym z opisanych może spotęgować napady i sprawić, że będą bardziej uciążliwe dla dziecka i wszystkich wokół. Nam te punkty pozwoliły przejść łagodniej przez ten trudny okres, bo nie jestem w stanie stwierdzić, czy go skróciły…

No i przyszedł w końcu poranek, gdy zauważyłam pozytywne efekty mojego podejścia. Dziubdziub podczas ubierania powiedziała mi spokojnie: Mamo, będę smutna, że musisz iść do pracy. Możesz mnie przytulić? I wtuliła się we mnie ze smutną minką, ale bez płaczu i histerii. A później zapytała mnie jeszcze: A dlaczego Ty i tata musicie pracować? Przecież pieniążki można wziąć z bankomatu. Po raz kolejny cierpliwie wyjaśniłam, że pieniążki na koncie pojawiają się co miesiąc, gdy dostaję wypłatę z pracy i inaczej by ich tam nie było. Porównałam tą sytuację z jej skarbonką, do której wrzucamy pieniążka w każdy weekend, żeby łatwiej jej było zrozumieć. I chyba zrozumiała i co najważniejsze, poradziła sobie ze swoimi emocjami, bo po chwili przytulania usłyszałam: To już możemy jechać do babci…

Jeśli macie własne, sprawdzone sposoby na radzenie sobie z zalewem trudnych emocji u dziecka, podzielcie się nimi w komentarzu pod tym postem. Być może w ten sposób pomożecie jakiemuś zdesperowanemu dziecku i jego rodzicowi.


Ja, ze swej strony, życzę Wam oceanu cierpliwości i wiary, że ta emocjonalna burza w końcu minie. Trzymajcie się cieplutko i wspierajcie swoje dziecko w tych dla niego trudnych chwilach najlepiej, jak umiecie.

Agnieszka

piątek, 24 marca 2017

O dziecięcej histerii słów kilka - część 1






Był czas w naszym rodzinnym życiu, że poranne wyjście do pracy było niemalże traumatycznym przeżyciem – płacz, krokodyle łzy i histeria doprowadzająca wszystkich do rozpaczy i białej gorączki. I tak było codziennie. Samo wspomnienie o tym, że mama/tata musi iść do pracy, kończyło się co najmniej półgodzinnym krzykiem i walką. Dziubdziuba zalewały emocje, z którymi nie mogła sobie poradzić i wyrzucała je z siebie w sposób całkowicie niekontrolowany. Co tu dużo mówić… dziecięca histeria i tyle… Przejdzie z czasem.

To prawda! Przejdzie… wierzcie mi… I właściwie na tym mogłabym skońćzyć ten post. Jednak z doświadczenia wiem, że rady typu „uzbrój się w cierpliwość”, „to niedługo minie” są psu na budę, gdy zmagasz się z tym tematem codziennie i masz ochotę „wyjść z siebie i stanąć obok”.

Zatem jak sobie poradzić z atakami histerii u dziecka? To jedno z trudniejszych pytań rodzica. Pytanie, na które właściwie każdy rodzic sam musi sobie odpowiedzieć. Radzenie sobie w takich sytuacjach, to wypracowanie własnej metody, która będzie odpowiadać Tobie, Twojemu dziecku i Twojej rodzinie. Ale może zacznijmy od tego, skąd się bierze histeria u małego dziecka.

Wiedz, że to normalne. Powtarzam – NOR-MAL-NE! Mówi się, że dziecko przychodzi na świat, jako czysta kartka. Ta czysta kartka odnosi się również do odczuwania emocji, reagowania na nie i radzenia sobie z nimi. Przecież nawet Ty sam, będąc już osobą dorosłą i w pełni dojrzałą, nie zawsze potrafisz poradzić sobie z własnymi emocjami. A co dopiero Twoje dziecko, które odczuwa je dopiero od 2/3/4 lat! Poznawanie świata to również poznawanie samego siebie i tego, co czujemy. I właśnie to robi Twoje dziecko – poznaje własne emocje i swoje reakcje na nie. Szkopuł w tym, że odczuwa je znacznie silniej niż dorosły, bo są dla niego nowością. I bladego pojęcia nie ma o tym, co się dzieje z jego ciałem i w jego głowie i sercu oraz co z tym fantem zrobić. Skoro nie wie, co zrobić, robi to, co potrafi, czyli komunikuje Ci „mamo/tato coś się ze mną dzieje, a ja nie wiem co!” Życie z dzieckiem byłoby cudownie proste, gdybyśmy mogli usłyszeć słowa tego typu. Ale oczywiście dziecko nie powie o tym, co czuje słowami (bo zwyczajnie nie potrafi ubrać tego w słowa), lecz pokaże mową ciała i płaczem. A im większy zalew emocji, tym gwałtowniejsza reakcja, prowadząca do histerii. 

Pierwsze, co musisz zatem zrobić (żeby nie zwariować), to uświadomić sobie, że z Twoim dzieckiem jest wszystko w porządku i że ataki histerii występujące w pewnym wieku, wbrew pozorom świadczą o tym, że rozwija się ono całkiem prawidłowo. Wiem, że to cholernie (wybaczcie słowo, ale tylko ono oddaje sedno sprawy) trudne do przyjęcia. Szczególnie wtedy, gdy Twoja cierpliwość i siły są na skraju wyczerpania, bo „ten bachor drze się już od godziny”. Jeśli jednak nie jest to krzyk patologiczny, związany ze zmianami neurologicznymi lub psychicznymi, możesz być pewna, że to przejdzie z czasem (niestety różnie długim…). Potrzebne są więc ogromne pokłady cierpliwości, które musisz wygrzebać gdzieś z najgłębszych swoich zasobów. U nas napady histerii trwały ponad 3 miesiące. I mimo, że doskonale zdawałam sobie sprawę z ich przyczyny (okresy lęku separacyjnego dzieci przechodzą z różnym natężeniem), to moja cierpliwość została wystawiona na poważną próbę. Nie ukrywam, że nie jestem ostoją spokoju, więc zdarzało mi się, że moja frustracja, zmęczenie i bezsilność względem sytuacji brały górę i wybuchałam. Ale niestety moje wybuchy i brak stabilności emocjonalnej powodowało tylko pogłębianie się ataków histerii Dziubdziuba. Zaczęłam szukać rozwiązania sytuacji, czytałam, pytałam, aż w końcu udało mi się wypracować zestaw metod, które początkowo łagodziły te napady, a z czasem im zapobiegały. Tym, co pomogło nam przetrwać te trudne chwile podzielę się następnym razem, z nadzieją, że pomogę jakiemuś zdesperowanemu dziecku i jego rodzicowi dojść do ładu z zalewem emocji.


Do zobaczenia zatem

Agnieszka

sobota, 3 grudnia 2016

IV Konferencja Bliskości - moje przeżycia

Tamten weekend był niezwykle intensywny i naładowany porządną dawką pozytywnej energii i solidnej wiedzy. W sobotę 26 listopada, wstałam bladym świtem (a właściwie jeszcze grubo przed świtem, bo o 3 rano jesienią o słońcu można tylko pomarzyć) i ruszyłam do Warszawy na IV Konferencję Bliskości organizowaną przez wydawnictwo Mamania. Powiecie, że wariatka! Za własne pieniądze, w dzień wolny od pracy, tak się męczyć, zamiast pobyczyć się do godziny 10:00 w łóżku (o ile jest to w ogóle możliwe, mając w domu aktywną 3,5-latkę)! Ale wierzcie mi, że było warto!

Te dwa dni spędzone w towarzystwie osób, które żyją i budują relacje w duchu empatii i rodzicielstwa bliskości, naładowało moje prawie puste bateryjki rodzicielskie do poziomu 100%. To był czas dla mnie, dla moich emocji i wiedzy, a dzięki temu też dla mojej rodzinki (choć ich ze mną nie było), bo właściwie oni też skorzystają na tym skorzystają. Wszak zadowolona żona i mama, to zadowolony mąż i dzieci...

Co zatem wydarzyło się w ciągu tego weekendu, że czuję się teraz pełna energii i entuzjastycznie nastawiona do życia, własnego męża  i dziecka oraz do siebie? Nie bójcie się, nie zanudzę Was suchym sprawozdaniem z konferencji. Bardziej zależy mi na tym, żeby podzielić się z Wami moimi przeżyciami i tym, co "zabrałam" ze sobą (oprócz stosu książek, na które zostałam "bezczelnie" namówiona). Zatem nie będzie o wszystkim, lecz tylko o tym, co najbardziej zapadło mi w pamięć i serce.

Na początek konferencji był panel ojcowski... Brzmi dziwnie? Być może... szczególnie dla tych, dla których męskość mężczyzny wciąż jeszcze mierzy się brakiem (a raczej ukrywaniem) emocji i przez to brakiem zaangażowania w życie rodziny. Jednak de facto nie ma w tym nic dziwnego, że trzech panów (Kamil Nowak z Blogojciec.pl, Tomek Sadzewicz - trener Family Lab oraz Marcin Perfuński z supertata.tv) publicznie dyskutowało o sobie i swoich doświadczeniach, wewnętrznych przeżyciach i emocjach związanych z byciem tatą. Budujące jest to, że coraz więcej ojców stara się aktywnie brać udział w życiu swoich dzieci i być dla nich nie tylko wyssanym z palca autorytetem, ale przede wszystkim wsparciem. Tatusiowie stają się dla swoich dzieci suberbohaterami na równi z tymi komiksowymi i to niezmiernie cieszy. Najważniejsze, co utkwiło mi w pamięci po tym panelu to:
Rodzicielstwo to rozwój osobisty.
Zastanów się czy to, co robisz, wspiera Twoją relację z dzieckiem.

Tatusiowe wynurzenia (od lewej Marcin Perfuński, Tomasz Sadzewicz i Kamil Nowak)
Trudny (szczególnie dla mnie) temat zarządzania złością podjęła Monika Szczepanik (Świat żyrafy). Nie oszukujmy się - rozbieżność między tym jak rzeczywiście się złoszczę a tym jak bym chciała się złościć, to wciąż ogromna przepaść. Myślę, że nie jestem w tym osamotniona. Wciąż nie umiem odkryć jakie niezaspokojone potrzeby stoją za wybuchami złości. Nie wiem czego chcę, ale doskonale wiem czego nie chcę! Warto pracować nad tym, by w końcu dowiedzieć się czego chcę i jasno to artykułować. Tak na marginesie - Monika była jedną z laureatek tegorocznego Lauru Bliskości.

Monika Szczepanik uczy jak zarządzać złością w porozumieniu bez przemocy.
Laureatki i jurorki Lauru Rodzicielstwa Bliskości 2016
Na koniec pierwszego dnia konferencji był wykład gościa specjalnego, dr Evelin Kirkilionis: Dobre czy złe dzieciństwo? Decydująca rola więzi. Takiej dawki solidnej wiedzy neurobiologicznej już dawno nie miałam. Jestem naukowcem, więc naukowe podstawy rozwoju mózgu i więzi u dziecka są dla mnie jak miód na uszy. Nie zasypując Was szczegółami o hipokampie, epigenetyce, oksytocynie i plastyczności neuronalnej, cały wykład streszczę w jednym zdaniu: inteligencja kształtuje się do drugiego roku życia, a do tego kształtowania niezbędna jest więź.

Chwila naukowej dyskusji z Evelin Kirkilionis...
Drugi dzień konferencji zaczął się dwoma fantastycznymi wykładami. Basia Baranowska bardzo emocjonalnie powiedziała o długim karmieniu piersią. Statystyki, które uzyskała w swoich badaniach naukowych są tak zatrważające, że aby dać upust swoim emocjom z tym związanym, chyba napiszę o tym osobny post. Wykład Justyny Dąbrowskiej dotyczył depresji okołoporodowej. To wciąż temat tabu i niestety niewiele kobiet zgłasza się ze swoim problemem do specjalisty.

dr Basia Baranowska o długim karmieniu piersią
Z rozmowy Agnieszki Stein i Gosi Stańczyk jak zwykle "wyniosłam" mnóstwo wartości i trudno jest mi zebrać je wszystkie w skrócie. Zostawię Was zatem z dwoma zdaniami, które mi mocno zapadły w pamięć:
Gdy zatroszczysz się o siebie, masz przestrzeń, żeby troszczyć się o innych.
Jako nauczyciel, daj uczniowi przestrzeń do rozwoju, a nie gotowe rozwiązania. 

Na koniec Eline Snel z Holandii przedstawiła swój autorski program mindfulness dla dzieci - uważność żabki. Ćwiczenia medytacyjne jak zwykle (jak zwykle, bo dość często zdarza mi się medytować) dały mi wytchnienie i pozwoliły skupić się na swoich odczuciach i emocjach.
You cannot resist the waves, but you can learn to surf. - to najważniejsze dla przesłanie tego uważnościowego wykładu.

Eline Snel tuż przed wykładem...
Oczywiście był też czas na rozmowy kuluarowe, które wniosły w moje życie mnóstwo wartościowych znajomości i przeżyć. Ale o tym już głośno mówić nie będę.

Dziękuję organizatorom za dwa dni ładowania akumulatorów i do zobaczenia w przyszłym roku!


Ps. Wybaczcie jakość zdjęć. Wszystkie są robione telefonem komórkowym. Po prostu, ważniejsze było dla mnie czerpanie z treści wykładów, niż uwiecznianie ich na zdjęciach, więc przezornie aparat pozostał spokojnie w szufladzie w domu :)

środa, 8 czerwca 2016

Jak wychować grzeczne dziecko?



Gdyby ktoś poprosił mnie o podanie tylko jednego tytułu poradnika dla rodziców (obecnych i przyszłych), to… byłoby mi niezmiernie trudno… Po pierwsze, nie dlatego, że w księgarniach półki opatrzone szyldem Poradniki dla rodziców niemalże się uginają pod kolorowymi okładkami z przemiłymi bobasami i krzykliwymi tytułami przekonującymi, że na stronach właśnie tej, a nie innej publikacji, znajdziesz niezawodny przepis na dziecko z „naj…” w imieniu i ciężko wybrać (choć trochę tak też jest). Niestety większość z tych tytułów to poradniki o tym, jak wychować „grzeczne” dziecko. Grzeczne, czyli takie które jest posłuszne i zawsze, bez wyjątku i bez szemrania spełnia nasze (dorosłych) polecenia, chodzi „jak w zegarku” i nie pyskuje. O nie! Takich tytułów na łamach tego bloga, drogi Czytelniku, nie znajdziesz! Nie jestem zwolenniczką stricte behawioralnych metod wychowania (typu „zrób siusiu na nocnik, to dostaniesz cukierka”), ponieważ przypominają mi one bardziej tresurę niż relację z drugim człowiekiem. Dla mnie dziecko jest partnerem w życiowej drodze, na równi z mężem czy koleżanką z pracy, a różnica między nimi polega jedynie na zasobności życiowych doświadczeń. W związku z tym, moim zadaniem, jako rodzica, jest pokazać jak iść, żeby nie błądzić, a nie wziąć za rękę i prowadzić, nie biorąc pod uwagę zdania osoby prowadzonej. Po drugie, nie dlatego, że nie znalazłam nic godnego uwagi i polecenia. Otóż znalazłam, ale… z całą stanowczością muszę stwierdzić, że nie jest to jeden tytuł, lecz cała lista.

Spróbujmy zatem nieco inaczej sformułować prośbę rzuconą na początku tego wpisu:
Gdyby ktoś poprosił mnie o podanie jednego dobrego poradnika dla rodziców (obecnych i przyszłych), od którego można byłoby zacząć swoją przygodę w świadomym poznawaniu dziecka i siebie, jako rodzica, bez wahania poleciłabym publikację Carlosa Gonzalesa Mocno mnie przytul. Jak zbudować i utrzymać silną więź w rodzinie. wydaną nakładem wydawnictwa Mamania (którego, nie ukrywam, jestem wielka fanką). Jest to książka jedna z wielu (pewnie o tych pozostałych też kiedyś Wam wspomnę), ale w moim odczuciu idealna na początek dla wszystkich, którzy otwarcie i odważnie chcą wkroczyć na drogę rodzicielstwa i stać się najlepszym rodzicem na świecie, w najszczęśliwszej rodzinie na świecie (no i proszę… jest nasze „naj…”).

Mocno mnie przytul


Ale do rzeczy… Co takiego jest w tej książce, że jest dobra „na początek”? Właściwie już sam tytuł mógłby być odpowiedzią na to pytanie. Rodzina, w której brakuje czułości i przytulania, w której nie ma bliskiej relacji między jej członkami i nie ma mocnej więzi, nie jest rodziną. Nie oszukujmy się, życie pod jednym dachem dwóch (trzech, czterech…) osób, nawet prawnie ze sobą związanych umową (jakąkolwiek, może być małżeńską), to jeszcze nie rodzina, tylko „współlokatorstwo” (matko, ale wyraz!). Zatem Mocno mnie przytul to nie jest książka o wychowaniu dzieci, lecz o tym, jak być rodziną. Autor, w charakterystyczny dla siebie, bardzo zabawny sposób, mówi o dzieciach z perspektywy… dzieci. Przedstawia proste, a zarazem bardzo przekonywujące (na podwalinach psychologii rozwojowej i ewolucyjnej, czyli krótko mówiąc naukowych) wyjaśnienia dlaczego dzieci nie chcą zostawać same, wiecznie chcą na rączki, nie zasypiają samodzielnie, wciąż domagają się naszej uwagi itp. Z całą stanowczością, ale jednocześnie z dużą dozą humoru i szacunku, rozprawia się z wieloma teoriami wychowawczymi, które przynoszą więcej szkody niż pożytku. Wyjaśnia dlaczego system kar i nagród nie działa, dlaczego klaps jest zawsze złem i pokazem słabości dorosłego lub kiedy i jak odpieluchować malucha. 

Jednak nie ma co się łudzić, ta książka to nie jest typowy poradnik! Nie znajdziesz w niej zatem, Drogi Czytelniku, zbioru przepisów co zrobić, gdy dziecko nie chce samo zasypiać lub wpada w „kompletnie nieuzasadnioną” histerię w centrum handlowym. Bardziej nazwałabym ją przewodnikiem, który prowadzi nas dorosłych po meandrach dziecięcych zachowań, dając możliwość samodzielnego odkrywania codzienności z perspektywy dziecka, niezależnie czy ma ono 9 miesięcy czy 9 lat. Obserwacja i empatia są najlepszymi sposobami na stworzenie trwałej i mocnej więzi w rodzinie i właśnie o tym pisze Carlos Gonzales.

Nomen omen, miałam okazję wysłuchać wykładu Pana Gonzalesa w trakcie zeszłorocznej Konferencji Bliskości w Warszawie (w tym roku też się wybieram!) i jestem pod wrażeniem jego profesjonalizmu, poczucia humoru i lekkości wypowiedzi. W swoich opiniach jest prawdziwym przyjacielem dzieci i ich rodziców, a to dodatkowy argument do sięgnięcia po jego książki.


A Wy macie jakiś ulubiony poradnik rodzicielski? Podzielcie się swoimi wrażeniami…