Delektuj się kawą i chwilą, którą masz... |
Naprawdę, ludzie nie przestają mnie zaskakiwać. A może nie tyle ludzie, co ich podejście do życia i otaczającego świata. Zaskakuje mnie to, jak wiele osób jest po prostu niezadowolonych… Tak ogólnie i „dla zasady”… Ze wszystkiego i ze wszystkich… I jak bardzo drażnią ich jakiekolwiek przejawy radości i spontaniczności.
Nie dalej, jak wczoraj, zafundowałam sobie „chwilę dla
siebie” z książką w kawiarni – pyszna kawa, kawałek dobrego ciasta i dobra
lektura to coś, co tygryski lubią najbardziej… Wykorzystałam okazję, że mam pół
godziny między jedną rzeczą do zrobienia a drugą i zatrzymałam się na chwilę.
Chciałabym powiedzieć, że w ciszy, ale kawiarnia znajduje się w galerii
handlowej, więc o ciszę wokół raczej trudno. Niemniej zamówiłam sobie cappuccino
i kawałek torcika, zasiadłam przy stoliku w kącie i zaczęłam się delektować
smakiem i treścią. Przy stoliku obok, jakaś rodzinka, z chłopcem w wieku mniej więcej
6 lat, prowadziła ożywioną dyskusję (dość głośno, więc trudno było nie usłyszeć
jej treści) o wakacyjnych wojażach. Właściwie to dorośli prowadzili rozmowę,
która od czasu do czasu była przerywana entuzjastycznymi wtrąceniami chłopca
(niekoniecznie „na temat”). Było widać, że wszyscy dobrze się bawią.
Uśmiechałam się od czasu do czasu słysząc dziecięce wtrącenia, ale generalnie
pochłonięta byłam lekturą. Gdy wyszli, zrobiło się stosunkowo cicho, więc…
niestety… dotarła do moich uszu rozmowa dwóch nieco starszych, które siedziały
nieopodal. I przyznam szczerze zrobiło mi się smutno, słysząc ich słowa i „święte”
oburzenie na to „jak to rodzice mogą pozwalać na takie zachowanie! Przecież to
niedopuszczalne! W kawiarni powinna być cisza i spokój, bo kawiarnia jest dla
wszystkich i jak to można nie zwrócić uwagi dziecku, żeby zachowywało się
ciszej!” (parafrazując oczywiście). Zrobiło mi się smutno, bo… przemawiało
przez nie zgorzknienie. Jak bardzo trzeba być nieszczęśliwym, żeby przeszkadzał
dziecięcy śmiech? Doskonale wiem, że dzieciaki potrafią być męczące i uciążliwe
(będąc mamą nie da się tego nie wiedzieć). Czasem ma się ochotę udusić
delikwenta, który po raz kolejny zadaje to samo pytanie, krzykiem zwraca na
siebie uwagę (bo akurat ma coś ważnego do powiedzenia lub pokazania) czy
rozmazuje czekoladowe ciastko na wczoraj zakupionej, nowiuśkiej koszulce. Ale
tylko czasem… Bo wystarczy zdać sobie sprawę z tego, że to jest sposób
wyrażania siebie. Oczywiście nie pochwalam zachowań niedopuszczalnych i
aspołecznych, ale tu jest rola dorosłych, żeby pokazać te właściwe i wyciszyć
te niewłaściwe. Zaś głośne opowiadanie o tym na ile sposobów można wyssać bitą
śmietanę z rurki, nie należy do grupy tych powyższych. Zauważyłam, że empatia i
pozytywne nastawienie do życia sprawia, że… sytuacje nie przeszkadzają. A to z
kolei prowadzi do wewnętrznego spokoju i… pozytywnego nastawienia do życia. I
koło się zamyka…
Współczułam tym dwóm paniom, które spotkały się przy
kawie, żeby porozmawiać i się zrelaksować, a w zamian za to otrzymały stres i
niezadowolenie. Na własne życzenie… Wszak to, co zapraszamy do swojego życia,
przychodzi do nas…
A ja… cóż… dopiłam kawę, schowałam książkę do torebki,
podziękowałam kelnerce, uśmiechnęłam się do pań i wyszłam. Nie miałam chęci
przebywać w towarzystwie osób, które siały zamęt, zamiast radości. W ten sposób
zadbałam o siebie i własne dobre samopoczucie. I dzięki temu ta „moja chwila” w
kawiarni wciąż jest „moja”.
Z życzeniami uśmiechu i mnóstwa „chwil dla siebie”…