Zwracanie uwagi na to, co się je i jak się je, to jednak nie kwestia mody, lecz zdrowia. W dzisiejszym świecie, choć próba ograniczenia zanieczyszczeń, konserwantów i całego mnóstwa chemii w tym, co się je, jest niezmiernie ważna. Nie przez przypadek napisałam "próba ograniczenia", bo nie oszukujmy się... żyjemy w zanieczyszczonym świecie i nie da się całkowicie wszystkiego wyeliminować. Nawet jeśli zaszyjemy się w głębokiej dżungli i będziemy bawić się w buszmenów.
No i właśnie ja też wciąż podejmuję usilne próby ograniczania chemii w tym, co trafia do żołądka mojego i mojej rodzinki. A jak to wygląda od strony mojej kuchni? Niezwykle prosto... Kupuję żywność nieprzetworzoną albo przetworzoną w niewielkim stopniu i sama ją przetwarzam w pyszne dania (szanowna rodzinka tak twierdzi, więc nie będę udawała nadmiernie skromnej). Jajka, drób i mleko kupuję od zaprzyjaźnionej Pani Marysi, która prowadzi swoje małe gospodarstwo bez chemii. Ze świeżego mleka robię twaróg, ricottę i sery żółte z różnymi dodatkami (ostatnio zachwyciłam wszystkich serem z oliwkami). Nie jest to trudne do wykonania, a ile frajdy z takiego naprawdę "domowego" twarożku ze śmietaną i szczypiorkiem. Nie ukrywam, że jednak trzeba mieć gdzieś w pobliżu taką Panią Marysię, od której można zakupić mleko prosto od krowy, bo takie sklepowe raczej się nie zsiądzie.
Zsiadłe mleko czeka na przetworzenie w twarożek
Chlebek też piekę sama. Na zakwasie żytnim. Ostatnio na topie jest chleb razowy pszenno-żytni z mnóstwem ziaren i żurawiną, obowiązkowo posypany czarnuszką.
Porcja zakwasu na dzisiejszy chlebek
A w spiżarni mam własne przetwory i syropy. Tegoroczne smażenie truskawek na dżem omal nie skończyło się wyrzuceniem garnka, bo owoce koniecznie chciały wejść w bliski kontakt z jego dnem. Obyło się na szczęście bez strat w kuchennym sprzęcie. Za to na półce w spiżarce dumnie unoszą głowę słoiczki z "babcinym" dżemem, czyli bez zagęstników, polepszaczy, pektyny i tym podobnej chemii. A na przeziębienia już czeka syrop z kwiatów czarnego bzu i syrop z podbiału. No i nie mogę zapomnieć o nowości! Syrop lawendowy! Wytworzony z lawendy, która aktualnie pięknie kwitnie w moim ogródku zielnym. Nie wiem na co on działa. Na pewno na zmysły, bo pachnie obłędnie i herbatka z jego dodatkiem jest przepyszna. To oczywiście jeszcze nie koniec przetworów w tym roku. Śmiem nawet stwierdzić, że raczej ich początek, bo sezon na pyszności dopiero się zaczął.
Spiżarniane zapasy, które raczej nie dotrwają do zimy ;)
A właśnie! Nie mogę również zapomnieć o moim ogródku zielnym! Melisa, tymianek zwyczajny i cytrynowy, majeranek, lubczyk, szałwia, rozmaryn, bazylia, mięta zielona i pieprzowa, lawenda, koper, pietruszka kędzierzawa... Ufff... Chyba wymieniłam wszystkie ziółka. Teraz część z nich jest już zebrana i zawisła na drewutni, żeby się ususzyć. A do tego w moim ogródku znajdziecie jeszcze kilka krzaczków pomidorów i... maleńkie poletko ziemniaków. A w weekend do ziemi trafią nasiona sałat, rzodkiewki, późnej marchewki itp.
Nie jestem typową ogrodniczką, ale lubię zdrowo pojeść. I to nie znaczy, że nie kupuję chleba w piekarni, czy warzyw w sklepie. Oczywiście, że robię zakupy, jak każdy... Tylko mój koszyk jest zawsze pełen świadomie wybranych produktów (czytam etykiety, więc często zakupy zajmują mi mnóstwo czasu).
A to, co się przyrządzi samemu, wkładając w to mnóstwo miłości i dobrej energii, smakuje o niebo lepiej i jest znacznie zdrowsze.
Życzę Wam wszystkim smacznego "powolnego jedzenia"...
Pewnie jeszcze nie raz wrócę do tego tematu :) A na pewno dorzucę troszkę więcej fotek mojego slow food...
Zamawiam ser żółty z oliwkami i poproszę trochę zakwasu na chleb, bo mi wyszedł :)
OdpowiedzUsuńNie ma problemu. Zakwas odłożę przy następnym chlebku, a ser jak tylko zrobię to dam znać :-)
OdpowiedzUsuńMy też wszystko swoje, pewne wyjątkowe pyszne i prosto z:
OdpowiedzUsuńkrzaczka, drzewa, ogródka :) Super że jesteśmy takie trendy :)
Moda wcale nie musi być zła ;)
Usuń